Obserwatorzy

wtorek, 28 lipca 2015

Borówka amerykańska

                Uwielbiam lato za mocno świecące słońce, ciepły powiew wiatru, owoce które rosną w moim ogródku i z których mogę wykonać pyszne kompoty,dżemy i ciasta. Od kilku lat w moim ogrodzie dość mocno owocują krzaki borówki amerykańskiej. Pierwszy krzak kupiła moja mama i od razu postanowiła że  dokupi jeszcze kilka krzaczków. I w ten sposób mamy ich dzisiaj osiem, pięknie owocujących.




               Borówkę mrożę i wykorzystuję  do dekoracji ciast i tortów, a wczoraj zrobiłam z nią placuszki, które zniknęły z talerza bardzo szybko. Placuszki wymyśliłam sobie na szybko i nawet nie spodziewałam się tak pysznego efektu końcowego.

Do placków potrzebna mi była:
maślanka
2 jajka
budyń malinowy z Winiar
mąka pszenna
proszek do pieczenia Dr. Oetker
cukier waniliowy
cukier
szczypta soli
borówka amerykańska
olej, ja do smażenia , użyłam Kujawskiego

Do miski wlałam maślankę, dodałam 2 żółtka, cukier, cukier waniliowy, mąkę, budyń malinowy, proszek do pieczenia i sól. Następnie ubiłam pianę z białek i dodałam do ciasta. Po dodaniu białek ciasto zrobiło się rzadsze, więc dosypałam mąki pszennej, aby zagęścić ciasto. Gdy uzyskałam pożądaną konsystencję dodałam borówki.


Placuszki smażyłam na oleju Kujawskim, ponieważ najbardziej go lubię i nie pryska.



Ja zrobiłam słodsze placki, bo dodane borówki przełamały tą słodycz. Nie potrzebowałam nawet cukru pudru do posypania. Z borówki po rozgryzieniu wypływał pyszny soczek, który idealnie komponował się ze słodkim ciastem. Mąż i dzieci były zachwycone i ciągle podchodziły z talerzem po dokładkę.
Wzruszyłam się słysząc tyle pochwał i "mniamów" .




Borówka 

Borówka wspaniała 
w słoneczku dojrzała
i patrzy i zerka
jak wpaść do wiaderka... :) 

Wiaderko głębokie
i dno ma szerokie
borówka choć mała
pięknie wyglądała... :)

Borówka potrafi być inspirująca... ;)



poniedziałek, 27 lipca 2015

Szydełkowe misie

Kolejne misie już gotowe. Te nie będą miały ubranek.  Niby robiłam je według tego samego schematu, ale nie są identyczne. Moim ulubieńcem jest pan Miś w krawacie. Nazwałam go Luzak



Pani Miś na zdjęciu poniżej także była  robiona na zamówienie. 


Każdy miś jest dla mnie wyzwaniem, ponieważ staram się aby był dopieszczony w każdym szczególe. Pierwszymi krytykami mojej pracy są oczywiście moje dzieci. To one jako pierwsze testują czy misiom odpowiednio ruszają się łapki i czy czegoś im nie brakuje. Każdy miś  jest niepowtarzalny tak jak człowiek. Kocham je tworzyć...

Szydełkowe serduszka

Moje szydełkowe serduszka już udekorowane. Skromnie co prawda, bo one są ładne same w sobie. Pomyślałam że będzie to prezent dla jeszcze jednej szczególnej osoby;) Lubię je robić:) Za każdym razem myślę że jest to taka ozdoba od serca, której nie kupi się w każdym sklepie. Obdarowywanie sprawia mi wielką radość...
Serduszka do zdjęcia umieściłam w wazonie wśród nagietków. To kwiaty, które bardzo lubię i które co roku rosną w moim ogródku. Wyglądają jak małe słoneczka...



Po imieninowo :)

Imieniny... czas życzeń, spotkania, radości. Lubię te chwile kiedy możemy usiąść, porozmawiać, zjeść ciasto przy kawie... Tegoroczne imieniny różniły się od tych z ubiegłych lat. Po raz pierwszy od pięciu lat na moje imieniny przyszli moi teściowie i szwagierka. Ogólnie te wszystkie lata obojętności, to był okres bardzo trudny i bolesny.  Ciąg zdarzeń w czerwcu i moja wewnętrzna przemiana, sprawiła że przełamaliśmy lody, zapomnieliśmy o bólu a przede wszystkim przebaczyliśmy...
Muszę przyznać że było miło i normalnie. Takiej normalności  brakowało mi przez ten cały czas. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się jak gdyby nigdy nic. Boże jesteś wielki!
Dostałam m.in.pięknego storczyka. Najlepszy prezent, bo uwielbiam kwiaty.

Są tak delikatne i kruche, trzeba o nie dbać jak o uczucia.

Co tydzień piekę jakieś ciasto. Postanowiłam że na imieniny upiekę dwa ciasta z galaretką i owocami. Pierwsze ciasto było przygotowywane podobnie do Shreka, użyłam soku Pysia w kolorze czerwonym,  do śmietany truskawkową galaretkę z Winiar, a na wierzch galaretkę pomarańczową. Natomiast drugie ciasto było z kremem budyniowym, który przygotowywałam samodzielnie od początku do końca i owocami sezonowymi czyli malinami i porzeczkami, oczywiście na biszkopcie, zalane galaretką wiśniową z Winiar . Muszę powiedzieć nieskromnie że ciasta były pyszne. Najwięcej uciechy miały dzieci i oczywiście mąż, ponieważ one uwielbiają ciasto "shrekowe" i zjadają w każdej ilości.

Przepis na krem budyniowy:
1/2 litra mleka
1/2 szklanki cukru
1 cukier waniliowy
2 łyżki mąki pszennej
2 łyżki mąki ziemniaczanej
1 kostka margaryny Kasi

Wykonanie:
Odlać szklankę mleka i rozpuścić w niej mąki. Pozostałą część mleka zagotować z cukrami. Na gotujące się mleko wlewamy zawartość szklanki i mieszamy aż powstanie gęsty budyń.

Do przełożenia ciasta potrzebowałam dwóch porcji masy budyniowej, ponieważ ciasto przekłada się kremem dwukrotnie.

 Przepis na sprawdzony biszkopt:
6 jajek
5 łyżek cukru
6 łyżek mąki pszennej
1 budyń waniliowy lub śmietankowy z Winiar
cukier waniliowy
1 łyżeczka proszku do pieczenia

Wykonanie:
Z białek ubijamy sztywną pianę, dodajemy cukry. Następnie dokładamy żółtka i miksujemy chwilę. Następnie delikatnie wsypujemy mąkę, budyń i proszek do pieczenia. Pieczemy ok. 30 min. Pozostawiamy do ostygnięcia

Ciasta prezentowały się tak:

Muszę przyznać że pomoc moich dzieci przy pieczeniu ciast była bezcenna. Wspólne szykowanie składników, smarowanie blach, rozpuszczanie galaretek, miksowanie i pieczenie było czasem radości i dobrej zabawy. Jestem szczęśliwa, że mam dwa takie skarby.

piątek, 24 lipca 2015

Miła niespodzianka

Dzisiaj moja przyjaciółka sprawiła mi niespodziankę. Właściwie całej mojej rodzince, bo pyszne oscypki jedliśmy wszyscy. Nawet się nie spodziewałam że dostaniemy taki prezent, i  to z dowozem do domu;) Serki były pyszne i przypomniały mi czasy kiedy jeździliśmy do Szczawnicy do mojego taty. On zawsze kupował dla nas oscypki i witał nas  nimi w dniu naszego przyjazdu. Teraz na samą myśl jest mi strasznie przykro, bo jego już nie ma z nami, a w Szczawnicy już nikt na nas nie czeka. Dobrze że są wspomnienia...

Wracając do naszej niespodzianki. Byłam dzisiaj z mężem w Katowicach, gdy dostałam sms-a z informacją że zaraz do nas przyjedzie smaczna niespodzianka. Bardzo żałowałam że nie było nas w domu, ale była moja mama i dzieci które bardzo się ucieszyły gdy Mateusz przywiózł nam sześć oscypków. Chwile radości bezcenne i za nie właśnie i za to że Kasia o nas pomyślała jestem Bogu wdzięczna.
Już pracuję nad moimi szydełkowymi serduszkami na piku aby odwdzięczyć się sercem za serce:)


Moje serduszka wymagają jeszcze pewnych dekoracji, ale cieszę się że udało mi się je dzisiaj po południu zrobić :) i mam nadzieję że będą się podobały .

Od pewnego czasu czuję wielką radość i pokój w sercu, choć nie mam pracy, z pieniędzmi też  jest czasem krucho. Ktoś powiedziałby :"samo życie" i w pełni się z tym zgadzam. Jestem pewna, że to moje odczuwanie radości wynika z tego, że od kilku miesięcy spotykam na swojej drodze bardzo ciepłych, dobrych, wartościowych i wspaniałych ludzi. Staram się czynić dobro i wierzę, że to dobro do mnie wraca.

Najbardziej cieszę się z tego, że znowu zaczęłam  pisać blog i jest to takie moje miejsce refleksji nad życiem i nie tylko.



środa, 22 lipca 2015

Środowe spotkanie

Cudny czas, gdy dokoła ma się dobrych ludzi,
anioły na ziemi bez skrzydeł, za to z wielkim sercem.
Każdy uśmiech jest jak promyk słońca, 
a każde życzliwe spojrzenie jest jak chleb,
którego każdy pragnie...

Gdy byłam dzisiaj u Kasi, czas stanął w miejscu... To były chwile pełne radości i szczerych wzruszeń. Moja córka biegała  z synkiem mojej przyjaciółki i słyszałyśmy tylko radosne i czasem piskliwe śmiechy naszych pociech. Cudny czas, gdy można być świadkiem szczęścia...
Wiedziałam że Ola jest dobrą "opiekunką". Ona uwielbia dzieci, uwielbia spędzać z nimi czas. Myślę że będzie kiedyś pedagogiem. Jest tak opiekuńcza i czujna, że dzieci do niej ciągną. Moje słoneczko...
Kocham ludzi i uwielbiam im pomagać. Dzisiejszy dzień był dość pracowity, ale mam poczucie że nie zmarnowałam ani chwili. Czuję się spełniona i szczęśliwa.
Do domu po długiej nieobecności wrócił mój kot Leon i kolejny powód do radości...:)



Jutro Klub malucha... :) i zajęcia z dziećmi :)

wtorek, 21 lipca 2015

Wróciłam...

Mój kochany Blogu :)
 Piszę  swój pierwszy post po rocznej nieobecności... Rok, jak to zleciało. W moim życiu trochę się wydarzyło... dobrego i złego. Cokolwiek się zdarzyło przyczyniło się do lepszego poznania samej siebie. Kiedyś powiedziałabym że to chyba nie możliwe. A jednak!!! Po wszystkich ciężkich i przede wszystkim bolesnych  doświadczeniach człowiek może się podnieść lub upaść. Ja się podniosłam, chyba.
 Dziewięć miesięcy - bo tyle trwała moja "edukacja" to czas po którym nabrałam większego szacunku do własnej osoby. Wiedziałam że ludzie bywają zdolni do różnych podłości, ale nie sądziłam że kiedyś będę musiała się z nimi zmierzyć. I z tymi ludźmi i podłościami, oczywiście :(
Czas ten zaowocował także pewną przyjaźnią, taką prawdziwą, jak w książkach ;) i nawet złe osoby nie potrafiły jej zniszczyć. Patrząc z perspektywy czasu, wszelkie działania podejmowane przez pewną osobę przyniosły odwrotny skutek. Bardzo się z tego cieszę :)
Dziękuję Bogu za każdą osobę którą poznałam w ciągu tych dziewięciu miesięcy. Wiem że nic nie dzieje się bez przyczyny, a dobro które czynimy, prędzej czy później wróci. Do mnie już wróciło...
Witaj ponownie Domowrotku :)