Obserwatorzy

wtorek, 18 sierpnia 2015

Szydełkowe terebki

             Od pewnego czasu ogromną radość sprawia mi tworzenie torebek na szydełku. Do tej pory zrobiłam trzy, ale sądzę że na nich nie poprzestanę. Szydełkowanie jest moją pasją. Moja mama lubi robić na drutach i tworzy prawdziwe cuda, natomiast mnie bardziej ciągnie do szydełka.
Pierwszą torebkę zrobiłam dla Kingi.


 Drugą torebeczkę zrobiłam dla Zuzi.
Trzecią torebkę zrobiłam dla siebie, bo bardzo spodobał mi się ten wzór :)

Już myślę o kolejnych torebeczkach mniejszych i większych...

czwartek, 13 sierpnia 2015

Wspomnień czar...

                  Kiedy dzisiaj porównuje życie moich dzieci i moje, to myślę sobie, że ja byłam szczęśliwsza będąc w ich wieku. Każdą wolną chwilę spędzałam na podwórku z koleżankami, grałyśmy w przeróżne gry, a każde nasze spotkanie kończyło się nie mającym końca odprowadzaniem się do domu. Dzisiaj  większość dzieci ma komputer, licznych znajomych głównie na Facebooku, audio-booki zamiast tradycyjnych książek i odpowiedzi na każde pytanie w Google. Pewnie łatwiej się żyje, ale gdzie dzieciństwo i zabawa na świeżym powietrzu?
Kiedy byłam w wieku moich dzieci, biegałam po łące, skakałam przez strumyk, jeździłam na rowerze niemalże cały dzień o głodzie, bo szkoda mi było czasu  na jedzenie. Najmilej wspominam kiedy koleżanki z mojej ulicy przychodziły do mnie i pod starą szopą gotowałyśmy w starych garnkach przeróżne zupy błotne i piaskowe z dodatkiem drobnych kamyków i trawy. Pranie było co dzień, ale radości co nie miara.
                 Moi rodzice pracowali i nie mieli czasu, aby organizować mi zajęcia. Zresztą nie było takiej potrzeby. Byłam dość kreatywna już od dziecka i doskonale radziłam sobie w wymyślaniu przeróżnych zabaw. Czasem jest mi żal, że moje dzieci nie mają takiego dzieciństwa jak ja. Niby jeżdżą na rowerze, ale bardziej ciągnie ich do komputera niż do biegania. Nawet jeśli koleżanki czy koledzy przychodzą, brakuje im pomysłów na wspólne spędzanie czasu.  Nie chcę za każdym razem narzucać im swoich, bo uważam  że  powinni mieć swobodę również w nudzeniu się.O ile sytuacja z moją córką jest łatwiejsza, bo dziewczynki chętniej chcą coś robić, to nie często podpowiadam mojemu 13-letniemu synowi. Szanuję jego przestrzeń ;)
             Przykre jest że dzieci z naszej ulicy też siedzą w domu, przykute do komputerów i X-boxa, że  nie słychać śmiechów i krzyków na ulicy.

 Czas tak szybko płynie i choć moje dzieciaki dorastają, zawsze najlepiej czują się w domu, gdy mogą przytulić się do nas, wypić ciepłą herbatkę z cytryną i miodem własnej roboty i porozmawiać o wszystkim.
 
Moją przewodnią myślą, którą staram się kierować w życiu są słowa Jana Pawła II:

Jeżeli cokolwiek warto na świecie czynić, to tylko jedno - MIŁOWAĆ.


Jabłecznik babci Krysi

         Jabłeczniki kojarzą mi się z dzieciństwem. Moja prababcia, a potem babcia piekły te ciasta na specjalne okazje. Będąc dzieckiem nie do końca wiedziałam co znaczyły te specjalne okazje, bo u nas w domu zawsze byli ludzie i nie widziałam większej różnicy. Jabłecznik i to nie jeden na pewno był pieczony na odpust parafialny, bo wtedy do nas przyjeżdżały wszystkie siostry mojego dziadziusia wraz z rodzinami. Ciotki były niesamowite, rozgadane, wesołe i miały tyle do powiedzenia. Bardzo ciepło wspominam ten czas. Na szczęście w zeszycie pozostał przepis na wyśmienity jabłecznik mojej babci Krysi.
Jabłecznik w wersji oryginalnej składał się z czterech placków kruchych przełożonych jabłkami, do których dodana była żelatyna. Ja zmieniłam trochę ten przepis. Zostawiłam tylko trzy placki i zamiast żelatyny wsypałam galaretki. 
Przepis na ciasto kruche:

60 dag mąki pszennej 
1 paczka margaryny Kasi (250g)
1 całe jajko
2 żółtka
14 dag cukru
2 łyżeczki proszku do pieczenia

Wszystkie składniki trzeba zagnieść na jednolitą masę i po owinięciu w folię spożywczą wstawić do lodówki na 45 minut. Następnie dzielimy ciasto na 3 placki i kolejno pieczemy do zrumienienia. Placki będą bardzo twarde i trzeba uważać żeby się nie pokruszyły.

Masa jabłkowa:

ok. 3 kg jabłek
3 dowolne galaretki ( ja dałam cytrynowe z Winiar)
1 cukier waniliowy
3/4 szklanki cukru ( można dać więcej lub mniej, w zależności od upodobania)

Jabłka obieramy i ścieramy na tarce o grubych oczkach. Jeśli jabłka są bardzo soczyste należy odcisnąć sok przez gazę. Do jabłek wsypujemy cukier i podsmażamy. Do gorących jabłek wsypujemy galaretki w proszku i dokładnie mieszamy, żeby żelatyna się rozpuściła.

Na pierwszy placek wykładamy połowę jabłek i przykrywamy drugim. Na niego drugą część jabłek i przykrywamy trzecim. Posypujemy cukrem pudrem. 

Ja swoje ciasto przygotowałam 3 dni przed zjedzeniem żeby zmiękło i smakowało tak jak wtedy gdy byłam dzieckiem.



 Pychotka :)



sobota, 1 sierpnia 2015

Pyszne ciasto kakaowe

             Jutro niedziela i kolejna okazja do rozpieszczania rodzinki. Dzisiaj postanowiłam upiec ciasto czekoladowe z zeszytu mojej babci. Zeszyt trochę jest już stary, ale przepis dzięki temu blogowi przetrwa chyba równie długo.

Składniki na ciasto:

1 i 3/4 szklanki mąki
1 i 3/4 szklanki cukru
3/4 szklanki kakao
1 i 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
2/3 kostki masła lub margaryny Kasi
1 śmietana kremówka
2 jajka
1 cukier waniliowy

Wszystkie suche produkty mieszamy w misce, dodajemy margarynę, śmietanę, jajka i miksujemy. wylewamy na blachę i pieczemy około 45 minut lub do suchego patyczka.

Polewa

3 łyżki masła lub margaryny
1/3 szklanki kakao
1 i 1/3 szklanki cukru pudru
2-3 łyżki mleka
1/2 łyżeczki cukru waniliowego

Masło rozpuścić w rondelku na małym ogniu. Dodać kakao, gotować stale mieszając. Przelać do miski i odstawić do ostygnięcia. Gdy masa wystygnie dodać dodawać naprzemiennie cukier puder i mleko. Delikatnie wymieszać, aby polewa miała jednolitą konsystencję.




Bóg nigdy nie mruga... to moja książka na pogodę i niepogodę.

         Regina Brett to autorka wielu felietonów, napisała ich pewnie z tysiąc albo i więcej. Napisała również książkę pt;" Bóg nigdy nie mruga". Czytam ją od jakiegoś czasu i ciągle znajduję w niej coś nowego. W skrócie mogę rzec że jest to pięćdziesiąt wskazówek, jak cieszyć się z tego co zsyła nam Bóg. Regina przeplata własne przeżycia, czas ciężkiej choroby z przeżyciami i doświadczeniami innych osób, które dane jej było spotkać w swoim życiu. Właśnie czytam rozdział 10 zatytułowany " Bóg nigdy nie daje nam więcej, niż potrafimy udźwignąć". Autorka w tym rozdziale opisuje historię swojego wujka, na którego spadło mówiąc po ludzku wiele nieszczęść, ale jak pisze Regina "został powołany, żeby dźwigać na swoich barkach część nieba". Wujek miał pięcioro dzieci, ale ciocia spodziewała się szóstego. Cieszyli się wszyscy. Gdy Brett się urodził okazało się że ma zespół Downa. Ludzie im współczuli, ale oni cieszyli się dalej i byli Bogu wdzięczni za syna.  Kolejnym ciosem była choroba jej cioci - rak piersi z przerzutami. Jak nie trudno się domyślić ciocia umarła gdy Brett miał 3 lata. Wujek autorki został sam z szóstką dzieci, a na domiar wszystkiego stracił pracę, ponieważ rzadko do niej chodził, bo opiekował się swoją ciężko chorą żoną. Wujek znalazł rozwiązanie w kwestii pracy.  Został pośrednikiem nieruchomości i zaczął pracować w domu. Tak mijały kolejne lata, dzieci dorastały, zakładały rodziny i każdy z rodzeństwa chciał opiekować się bratem. Po osiemdziesiątych  urodzinach wujek zmarł nagle na zator płucny. To co przemawia to postawa wujka. Pełna ufności, miłości, oddania. Oddania Bogu i rodzinie. Nieszczęścia nie były dla niego dopustem Bożym, ale darem...

       















            Książka jest wspaniała, nawet nie wiem kiedy dzisiaj przeczytałam te dziesięć rozdziałów. Historie są różne, czasem zawierają elementy humorystyczne, częściej jednak wzruszające, ale wszystkie dotyczą wiary, a raczej godzenia się z  wolą Boga. 
Kiedy wszystko w naszym życiu układa się idealnie to wtedy z wolą Bożą godzimy się łatwiej. Łatwiej jest się cieszyć niż płakać. Kiedy nie ma zdrowia, pracy, pieniędzy, dzieci nie słuchają, wtedy niewiele osób potrafi za to dziękować. Raczej pojawiają się pytania dlaczego właśnie ja? Za co? Za jakie grzechy?
Tu mogę zacytować tytuł rozdziału ósmego: " Możesz się rozgniewać na Boga. On to wytrzyma"
           
             Za chwilę wracam do mojej dalszej lektury, ale przypomniały mi się słowa św. ojca Pio:

"Nie zamęczaj się tym, co rodzi zmartwienia, niepokoje i zgryzoty. potrzeba tylko jednego: wznieść ducha i kochać Pana Boga".

wtorek, 28 lipca 2015

Borówka amerykańska

                Uwielbiam lato za mocno świecące słońce, ciepły powiew wiatru, owoce które rosną w moim ogródku i z których mogę wykonać pyszne kompoty,dżemy i ciasta. Od kilku lat w moim ogrodzie dość mocno owocują krzaki borówki amerykańskiej. Pierwszy krzak kupiła moja mama i od razu postanowiła że  dokupi jeszcze kilka krzaczków. I w ten sposób mamy ich dzisiaj osiem, pięknie owocujących.




               Borówkę mrożę i wykorzystuję  do dekoracji ciast i tortów, a wczoraj zrobiłam z nią placuszki, które zniknęły z talerza bardzo szybko. Placuszki wymyśliłam sobie na szybko i nawet nie spodziewałam się tak pysznego efektu końcowego.

Do placków potrzebna mi była:
maślanka
2 jajka
budyń malinowy z Winiar
mąka pszenna
proszek do pieczenia Dr. Oetker
cukier waniliowy
cukier
szczypta soli
borówka amerykańska
olej, ja do smażenia , użyłam Kujawskiego

Do miski wlałam maślankę, dodałam 2 żółtka, cukier, cukier waniliowy, mąkę, budyń malinowy, proszek do pieczenia i sól. Następnie ubiłam pianę z białek i dodałam do ciasta. Po dodaniu białek ciasto zrobiło się rzadsze, więc dosypałam mąki pszennej, aby zagęścić ciasto. Gdy uzyskałam pożądaną konsystencję dodałam borówki.


Placuszki smażyłam na oleju Kujawskim, ponieważ najbardziej go lubię i nie pryska.



Ja zrobiłam słodsze placki, bo dodane borówki przełamały tą słodycz. Nie potrzebowałam nawet cukru pudru do posypania. Z borówki po rozgryzieniu wypływał pyszny soczek, który idealnie komponował się ze słodkim ciastem. Mąż i dzieci były zachwycone i ciągle podchodziły z talerzem po dokładkę.
Wzruszyłam się słysząc tyle pochwał i "mniamów" .




Borówka 

Borówka wspaniała 
w słoneczku dojrzała
i patrzy i zerka
jak wpaść do wiaderka... :) 

Wiaderko głębokie
i dno ma szerokie
borówka choć mała
pięknie wyglądała... :)

Borówka potrafi być inspirująca... ;)



poniedziałek, 27 lipca 2015

Szydełkowe misie

Kolejne misie już gotowe. Te nie będą miały ubranek.  Niby robiłam je według tego samego schematu, ale nie są identyczne. Moim ulubieńcem jest pan Miś w krawacie. Nazwałam go Luzak



Pani Miś na zdjęciu poniżej także była  robiona na zamówienie. 


Każdy miś jest dla mnie wyzwaniem, ponieważ staram się aby był dopieszczony w każdym szczególe. Pierwszymi krytykami mojej pracy są oczywiście moje dzieci. To one jako pierwsze testują czy misiom odpowiednio ruszają się łapki i czy czegoś im nie brakuje. Każdy miś  jest niepowtarzalny tak jak człowiek. Kocham je tworzyć...

Szydełkowe serduszka

Moje szydełkowe serduszka już udekorowane. Skromnie co prawda, bo one są ładne same w sobie. Pomyślałam że będzie to prezent dla jeszcze jednej szczególnej osoby;) Lubię je robić:) Za każdym razem myślę że jest to taka ozdoba od serca, której nie kupi się w każdym sklepie. Obdarowywanie sprawia mi wielką radość...
Serduszka do zdjęcia umieściłam w wazonie wśród nagietków. To kwiaty, które bardzo lubię i które co roku rosną w moim ogródku. Wyglądają jak małe słoneczka...



Po imieninowo :)

Imieniny... czas życzeń, spotkania, radości. Lubię te chwile kiedy możemy usiąść, porozmawiać, zjeść ciasto przy kawie... Tegoroczne imieniny różniły się od tych z ubiegłych lat. Po raz pierwszy od pięciu lat na moje imieniny przyszli moi teściowie i szwagierka. Ogólnie te wszystkie lata obojętności, to był okres bardzo trudny i bolesny.  Ciąg zdarzeń w czerwcu i moja wewnętrzna przemiana, sprawiła że przełamaliśmy lody, zapomnieliśmy o bólu a przede wszystkim przebaczyliśmy...
Muszę przyznać że było miło i normalnie. Takiej normalności  brakowało mi przez ten cały czas. Siedzieliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się jak gdyby nigdy nic. Boże jesteś wielki!
Dostałam m.in.pięknego storczyka. Najlepszy prezent, bo uwielbiam kwiaty.

Są tak delikatne i kruche, trzeba o nie dbać jak o uczucia.

Co tydzień piekę jakieś ciasto. Postanowiłam że na imieniny upiekę dwa ciasta z galaretką i owocami. Pierwsze ciasto było przygotowywane podobnie do Shreka, użyłam soku Pysia w kolorze czerwonym,  do śmietany truskawkową galaretkę z Winiar, a na wierzch galaretkę pomarańczową. Natomiast drugie ciasto było z kremem budyniowym, który przygotowywałam samodzielnie od początku do końca i owocami sezonowymi czyli malinami i porzeczkami, oczywiście na biszkopcie, zalane galaretką wiśniową z Winiar . Muszę powiedzieć nieskromnie że ciasta były pyszne. Najwięcej uciechy miały dzieci i oczywiście mąż, ponieważ one uwielbiają ciasto "shrekowe" i zjadają w każdej ilości.

Przepis na krem budyniowy:
1/2 litra mleka
1/2 szklanki cukru
1 cukier waniliowy
2 łyżki mąki pszennej
2 łyżki mąki ziemniaczanej
1 kostka margaryny Kasi

Wykonanie:
Odlać szklankę mleka i rozpuścić w niej mąki. Pozostałą część mleka zagotować z cukrami. Na gotujące się mleko wlewamy zawartość szklanki i mieszamy aż powstanie gęsty budyń.

Do przełożenia ciasta potrzebowałam dwóch porcji masy budyniowej, ponieważ ciasto przekłada się kremem dwukrotnie.

 Przepis na sprawdzony biszkopt:
6 jajek
5 łyżek cukru
6 łyżek mąki pszennej
1 budyń waniliowy lub śmietankowy z Winiar
cukier waniliowy
1 łyżeczka proszku do pieczenia

Wykonanie:
Z białek ubijamy sztywną pianę, dodajemy cukry. Następnie dokładamy żółtka i miksujemy chwilę. Następnie delikatnie wsypujemy mąkę, budyń i proszek do pieczenia. Pieczemy ok. 30 min. Pozostawiamy do ostygnięcia

Ciasta prezentowały się tak:

Muszę przyznać że pomoc moich dzieci przy pieczeniu ciast była bezcenna. Wspólne szykowanie składników, smarowanie blach, rozpuszczanie galaretek, miksowanie i pieczenie było czasem radości i dobrej zabawy. Jestem szczęśliwa, że mam dwa takie skarby.

piątek, 24 lipca 2015

Miła niespodzianka

Dzisiaj moja przyjaciółka sprawiła mi niespodziankę. Właściwie całej mojej rodzince, bo pyszne oscypki jedliśmy wszyscy. Nawet się nie spodziewałam że dostaniemy taki prezent, i  to z dowozem do domu;) Serki były pyszne i przypomniały mi czasy kiedy jeździliśmy do Szczawnicy do mojego taty. On zawsze kupował dla nas oscypki i witał nas  nimi w dniu naszego przyjazdu. Teraz na samą myśl jest mi strasznie przykro, bo jego już nie ma z nami, a w Szczawnicy już nikt na nas nie czeka. Dobrze że są wspomnienia...

Wracając do naszej niespodzianki. Byłam dzisiaj z mężem w Katowicach, gdy dostałam sms-a z informacją że zaraz do nas przyjedzie smaczna niespodzianka. Bardzo żałowałam że nie było nas w domu, ale była moja mama i dzieci które bardzo się ucieszyły gdy Mateusz przywiózł nam sześć oscypków. Chwile radości bezcenne i za nie właśnie i za to że Kasia o nas pomyślała jestem Bogu wdzięczna.
Już pracuję nad moimi szydełkowymi serduszkami na piku aby odwdzięczyć się sercem za serce:)


Moje serduszka wymagają jeszcze pewnych dekoracji, ale cieszę się że udało mi się je dzisiaj po południu zrobić :) i mam nadzieję że będą się podobały .

Od pewnego czasu czuję wielką radość i pokój w sercu, choć nie mam pracy, z pieniędzmi też  jest czasem krucho. Ktoś powiedziałby :"samo życie" i w pełni się z tym zgadzam. Jestem pewna, że to moje odczuwanie radości wynika z tego, że od kilku miesięcy spotykam na swojej drodze bardzo ciepłych, dobrych, wartościowych i wspaniałych ludzi. Staram się czynić dobro i wierzę, że to dobro do mnie wraca.

Najbardziej cieszę się z tego, że znowu zaczęłam  pisać blog i jest to takie moje miejsce refleksji nad życiem i nie tylko.



środa, 22 lipca 2015

Środowe spotkanie

Cudny czas, gdy dokoła ma się dobrych ludzi,
anioły na ziemi bez skrzydeł, za to z wielkim sercem.
Każdy uśmiech jest jak promyk słońca, 
a każde życzliwe spojrzenie jest jak chleb,
którego każdy pragnie...

Gdy byłam dzisiaj u Kasi, czas stanął w miejscu... To były chwile pełne radości i szczerych wzruszeń. Moja córka biegała  z synkiem mojej przyjaciółki i słyszałyśmy tylko radosne i czasem piskliwe śmiechy naszych pociech. Cudny czas, gdy można być świadkiem szczęścia...
Wiedziałam że Ola jest dobrą "opiekunką". Ona uwielbia dzieci, uwielbia spędzać z nimi czas. Myślę że będzie kiedyś pedagogiem. Jest tak opiekuńcza i czujna, że dzieci do niej ciągną. Moje słoneczko...
Kocham ludzi i uwielbiam im pomagać. Dzisiejszy dzień był dość pracowity, ale mam poczucie że nie zmarnowałam ani chwili. Czuję się spełniona i szczęśliwa.
Do domu po długiej nieobecności wrócił mój kot Leon i kolejny powód do radości...:)



Jutro Klub malucha... :) i zajęcia z dziećmi :)

wtorek, 21 lipca 2015

Wróciłam...

Mój kochany Blogu :)
 Piszę  swój pierwszy post po rocznej nieobecności... Rok, jak to zleciało. W moim życiu trochę się wydarzyło... dobrego i złego. Cokolwiek się zdarzyło przyczyniło się do lepszego poznania samej siebie. Kiedyś powiedziałabym że to chyba nie możliwe. A jednak!!! Po wszystkich ciężkich i przede wszystkim bolesnych  doświadczeniach człowiek może się podnieść lub upaść. Ja się podniosłam, chyba.
 Dziewięć miesięcy - bo tyle trwała moja "edukacja" to czas po którym nabrałam większego szacunku do własnej osoby. Wiedziałam że ludzie bywają zdolni do różnych podłości, ale nie sądziłam że kiedyś będę musiała się z nimi zmierzyć. I z tymi ludźmi i podłościami, oczywiście :(
Czas ten zaowocował także pewną przyjaźnią, taką prawdziwą, jak w książkach ;) i nawet złe osoby nie potrafiły jej zniszczyć. Patrząc z perspektywy czasu, wszelkie działania podejmowane przez pewną osobę przyniosły odwrotny skutek. Bardzo się z tego cieszę :)
Dziękuję Bogu za każdą osobę którą poznałam w ciągu tych dziewięciu miesięcy. Wiem że nic nie dzieje się bez przyczyny, a dobro które czynimy, prędzej czy później wróci. Do mnie już wróciło...
Witaj ponownie Domowrotku :)